• Awans, to brzmi dumnie

    Dziś będzie o tym, czy warto awansować. Wpis polecany ludziom z IT, szczególnie programistom bez dłuższego doświadczenia.

    Właśnie, awans. Pracujesz w zespole, ktoś Cię docenia i proponuje awans. Nie będziesz już zwykłym klepaczem kodu, staniesz się kierownikiemleadem, a może i PMem (ja też kiedyś naiwnie myślałem, że naturalną drogą kariery programisty jest zostanie kiedyś PMem). Tylko zanim radośnie krzykniesz "tak, chcę tego, dziękuję szefie" odpowiedz sobie na kilka pytań:

    • jakie nowe obowiązki będą na tobie spoczywać?
    • jakie nowe prawa otrzymasz wraz z nowym stanowiskiem?
    • czy nowe stanowisko będzie w umowie?
    • czy dalej będziesz wykonywał pracę którą robisz obecnie, a nowe obowiązki będą wartością dodaną?
    • czy nowe stanowisko jest prawdziwe, a nie jest tylko rodzajem substytutu podwyżki, czy prawdziwego awansu?
    • czy w związku z nowymi obowiązkami liczba obecnych zadań ulegnie zmniejszeniu?
    • czy dostaniesz podwyżkę?
    • czy jesteś gotów na poganianie swoich podwładnych (tak, tak, czasami trzeba podwładnego pogonić, czy zwyczajnie opierniczyć, choć jeszcze miesiąc temu chodziliście razem na piwo)?
    • czy jesteś gotów na dodatkową dawkę stresu?
    • czy Twoja wizja Ciebie na nowym stanowisku jest aby na pewno zbieżna z wizją przełożonych?
    •  czy, tak zwyczajnie, warto?

    Punktów liczyć nie będziemy, po prostu zastanów się dwa razy. Ale moja rada jest taka: jeśli nie ma podwyżki lub awans skutkuje głównie nowymi obowiązkami, to sobie zwyczajnie odpuść. Raczej nie będziesz zadowolony.

  • Projekt Szerszeń

    Mniej więcej rok temu zachciało mi się roweru szosowego. Takiej klasycznej, a może nawet retro, kolarzówki. Majsterkować lubię, więc wybrałem drogę pod górkę, czyli najpierw zdobywam starą ramę, a później będę martwił się resztą.

    rama rowerowa

    Rama była, niestety, w dość kiepskim stanie, więc jedyną sensowną opcją było piaskowanie i malowanie proszkowe. Na żółto. Jaskrawa, kanarkowa żółć.

    Pomalowana rama rowerowa

    Lakiernik farby nie żałował, co niestety miało złe strony. Ale o tym dowiedziałem się dużo później. Później nastąpił mały kryzys i rower poszedł w odstawkę. Utrata pracy, przeprowadzka do Berlina i wreszcie zima nie sprzyjały budowie kolejnego roweru.

    Nadeszła wiosna i Projekt Szerszeń ruszył z kopyta. I natychmiast natknął się na pierwsze problemy. Po pierwsze, rama nie ma oporów pod przednią przerzutkę. Po drugie, brak otworu pozwalającego na montaż ślizgu. Po trzecie, rura podsiodłowa wchodzi lekko do mufy suportu, co uniemożliwia zastosowanie standardowych wkładów suportu. A po trzecie, farba zalała gwinty. Nie chcąc przesadnie kombinować musiałem podjąć decyzję: nie będzie przedniej przerzutki, a korba będzie na łożyskach zewnętrznych. Padło na Shimano Alfine S500 39T. Plus usługa gwintowania mufy.

    Shimano Alfine S500 39T

    Ale udało się. A dalej poszło jak z górki:

    • czarne koła 28",
    • z tyłu 5 rzędowy wolnobieg,
    • opony 700x28C,
    • kierownica klasyczny baranek z czarną owijką,
    • szosowe klamki Tektro,
    • siodło Selle Royal Classic Mach,
    • i cała reszta według potrzeb

    I tylko hamulce nie doszły na czas. A efekt? Mi się podoba:

    rower szerszeń

    rower szerszeń

    rower szerszeń shimano tourney

    rower szerszeń manetka przerzutki

    Hamulce powinny dojść na dniach, więc w długi majowy weekend pierwszy test Szerszenia. Powinno być dobrze.

     

  • Startuper internety robi

    Startup i innowacja to dziś słowa klucze. Gdzie się nie obrócić startup to, innowacyjny startup tamto. Sytuacja rozwinęła się tak bardzo, że powstał nawet nowy zawód. Nazywa się on "startuper".

    Kim jest startuper? To człowiek, który robi startupy. Tak zwane "internety". Czyli, wpada na pomysł (albo ktoś wpada za niego) i robi
    startupa. Coś jeszcze? W sumie to nie, bo przecież powszechnie wiadomo, że warunkiem wystarczającym na powstanie startupa jest pomysł i innowacja. Wszystko inne jest mało istotne. Czasami przydaje się jeszcze MVP, ale to wyjdzie w praniu.

    A jak to się kończy? Cóż, rynek jest jaki jest, czyli trudny. Szanse startupera na powodzenie są raczej znikome. Albo nie będzie użytkowników, albo użytkownicy nie będą chcieli płacić (czyli problem monetaryzacji) albo koszty będą zbyt wysokie. I koniec końców, nastąpi smutny koniec.
    Rynek sam z siebie jest trudny, ale czytając i słuchając niektórych "startuperów", wydaje mi się, że ich głównym będem było ulegnięcie euforii związanej ze słowem startup i zapomnienie, że model biznesowy polegający na zdobyciu użytkowników i sprzedaniu się komuś innemu to nie jest model biznesowy. Ta sztuczka czasami się udaje, ale za rzadko aby rozważać ją jako prawdziwy pomysł na biznes. A z reklam się nie utrzymasz, lata dziwięćdziesiąte minęły.

    Więc proszę Cie, przyszły Startuperze, zanim zaczniesz, zastanów się dlaczego ktoś miałby ci płacić za usługę którą chcesz dostarczać. Czy to co oferujesz niesie ze sobą wymierną wartość? Bo na prawdę, nie chce mi się wysłuchiwać kolejnego "startupera", któremu nie udały się trzy "internety" i właśnie zabiera się za czwarty, opowiadającego o tym jak nie robić startupów. Może te trzy porażki to znak? Kto wie...

  • Porada dla szukających pracy

    Porada dla szukających pracy. Darmowa. Jeśli szukasz pracy jako programista i firma prosi cię o próbkę kodu, to poświęć kilka minut na jego przejrzenie i usunięcie

    console.log("dupa");

    lub analogicznych! Uwaga, dotyczy także tłumaczeń na inne języki niż natywny.

  • Raspberry Pi i Zyxel NSA310

    Wpis z kategorii "Ważne, zapamiętać".

    Aby skutecznie zamontować udział samba udostępniany na dysku sieciowym Zyxel NSA310 w Raspberry Pi pracującym pod kontrolą Raspbiana, należy wydać następujące polecenie:

    sudo mount -t cifs //<IP_NSA310>/public /mnt/nsa310/ -o user=<UZYTKOWNIK>,password=<HASLO>,rw,file_mode=0777,dir_mode=0777,domain=WORKGROUP,port=139,netbiosname='<NAZWA_RASPBERRY_PI>'

    Najważniejsze w tej komendzie są dwa ostatnie parametry: port i netbiosname. Bez nich, nasze Raspberry Pi podłączy się bez podania nazwy hosta, co z kolei spowoduje, że proces NSA310 zyshclient będzie zajmować 100% czasu procesora, a interfejs WWW przestanie działać.

  • SciFi umarło i ja też źle się czuję

    Lubię Science Fiction. Jako gatunek. Nie tylko filmowy. Książki, filmy, seriale, gry. Kosmos, ostatnia granica, dawno temu w odległej galaktyce. Takie klasyczne. Jeszcze kilka lat temu w telewizji (nie piszę o polskiej) co tydzień można było obejrzeć chociaż jeden odcinek z gatunku klasycznej fantastyki naukowej. Można nawet było wybrać ulubiony. A było z czego wybierać: Star Trek, Stargate, Battlestar Galactica. Dla każdego coś innego. Aż wszystko się kończyło...

    Prawda jest taka, że w telewizji nie ma już klasycznych seriali SciFi. Takich, w których ludzkość dzielnie walczy ze złymi obcymi/robotami/cokolwiek. Raz wygrywa, raz przegrywa, ale walczy i ta walka ma sens, jest mniej więcej wyrównana, i tak dalej, i tak dalej. Co się stało z gatunkiem? Znudził się widzom? Znudził producentom? Brakuje nowych pomysłów? Nie wiem. Tak czy inaczej, oglądać można tylko namiastki. Czasami nawet całkiem całkiem, ale to ciągle nie to.

    Poniżej subiektywne zestawienie tego co można, lub można było, obejrzeć w ostatnich latach. Część produkcji ciągle leci, część została zawieszona:

    • Defiance, Obcy przybyli, ale zamiast skopać tyłki, wszystko eksplodowało i wszystkie tyłki (Obce i Ludzkie) zostały skopane. Takie skrzyżowanie postapokalipsy z westernem. Jeśli nie liczyć pilota, to słabe. Nie oczekiwałem nic wielkiego, ale to czym zostałem uraczony było poniżej oczekiwań. Szeryf, Pani Burmistrz, jej siostra Burdelmama, romans Szeryfa i Burdelmamy, Czarny Charakter i Tajemnica Leżąca Pod Miastem. A to wszystko okraszone "wielokulturowością". Po którymś kolejny odcinku odpuściłem. Nie warto,
    • V: Visitors, Obcy przybyli i chcą skopać tyłki, ale najpierw muszą skończyć snuć swoją Wielką Intrygę pod przykrywką Wielkiej Mistyfikacji. OK, ciekawe, niestety zbyt "obyczajowe" jak na mój gust. Nie rozkręciło się przez pierwszych 8 odcinków pierwszego sezonu, więc odpuściłem. Podobnie chyba zrobiła reszta widowni, bo serial zdjęto z anteny,
    • Falling Skies. Obcy przybyli, skopali tyłki, a niedobitki ludzkości walczą o przetrwanie. Postapokalipsa stała się ostatnio modna, czy coś? Chyba tak, wystarczy spojrzeć na The Walking Dead, do którego Falling Skies jest, jak dla mnie, bardzo podobne. Fani TWD pewnie mnie za to zjedzą, ale trudno. Falling Skies to TWD z obcymi zamiast zombie i trochę większą ilością akcji. Warto poświęcić czas? Jeszcze nie wiem. Na razie jeszcze mnie nie znudziło, więc jest szansa.

    I to tyle. Takie pomyłki telewizji jak Caprica odpuszczę, bo nie warto nawet o nich pisać. W wiosek z powyższego zostanienia jest taki: SciFi jako gatunek telewizyjny umarło wraz z Battlestar Galactica. Szkoda...

  • Rekrutacja w Berlinie, czyli dzieli nas przepaść

    Szukam w Berlinie frontendowca. Do sklepu internetowego. Wymagania? Nic specjalnego. Oczekuję ogarnięcia, poukładania, zrozumienia JavaScript (nie magika), rozumienia CSS (nie magika). Przed rozmową proszę o napisanie w HTML5 prostego kalkulatora bez użycia zewnętrznych bibliotek. Dodatkowe wymaganie: kod musi implementować wzorce MVC i Publisher-Subscriber. Kod do napisania w domu, więc Google i StackOverflow stoją przed kandydatem otworem. Na rozmowie test pisemny, a w nim, między innymi:

    • co złego jest w <div section-id="section-2" style="width: 25;"></div>
    • jak można uprościć następujący selektor CSS div.my-div span.my-span img#id
    • co zostanie wyświetlone w konsoli i dlaczego po wykonaniu następującego kodu:

    [gist id="9152714"]

    Czy wymagam zbyt wiele? Nie sądzę, to wszystko podstawy. Bo co to za programista JavaScript, który nie ogarnia zasięgu zmiennej? Tak czy inaczej, headhunterzy powiadomieni w połowie stycznia, spływają oferty kandydatów. Zadanie programistyczne, spotkanie jeśli poziom odpowiedni i jestem załamany.

  • mBank jak chce, to jednak potrafi

    Mój poprzedni wpis na temat użyteczności nowego serwisu transakcyjnego mBanku spotkał się z "odrobinę" żywszą reakcją niż oczekiwałem. Nie jest to hit internetów, ale skala jest trochę powyżej moich oczekiwań. Pojawiły się głosy, że hejtuję. Tak, hejtuję ten konkretny produkt. Nie podoba mi się, nie spełnia moich oczekiwań i w obecnej formie nie chcę z niego korzystać. Tak się przy złożyło, że trochę wcześniej ten sam mBank wypuścił nową wersję aplikacji bankowej na urządzenia pracujące pod kontrolą systemu operacyjnego Android. I tym razem mówię: tak!

    Poprzednia aplikacja mBanku była, jak by to powiedzieć, słaba. Owszem, działała, lecz no cóż. Nie był to produkt z którego chciałem korzystać. Tutaj skończę opisywać poprzednią wersję, wystarczy. Nowa aplikacja to nie stara po przeróbkach. No nowy produkt, od strony użytkownika zmieniło się chyba wszystko.

    Po pierwsze, zrezygnowano z tradycyjnego logowania. Zamiast tego mamy rejestrację urządzenia w internetowym serwisie transakcyjnym i logowanie za pomocą zdefiniowanego przez nas PINu. Plusy? Jest szybciej. Zamiast tradycyjnego identyfikatora i hasła, krótki PIN. Poza tym, autoryzujemy tylko wybrane urządzenia, a nie "cały internet". W przypadku utraty urządzenia autoryzację możemy odwołać i problem z głowy. Minusy? Kolejne cyferki do zapamiętania. A dalej?

  • Listonosz, poziom DHL Berlin

    DHL Berlin

  • Nowy mBank, czyli nowsze nie zawsze jest lepsze

    "Stary" serwis transakcyjny pierwszego polskiego banku wirtualnego mBank miał jedną podstawową wadę: był brzydki. Jednak trudno aby mógł być uznany za ładny, skoro, jeśli nie liczyć kilku drobnych zmiany, wyglądał tak samo przez ponad dekadę. A to co wyglądało dobrze w roku 2000, w 2013 raczej nie będzie uznawane za mistrzostwo designu. Ktoś w mBanku też to zauważył i pół roku temu zostaliśmy uszczęśliwieni, dobrze, że nie na siłę, nowym mBankiem. Kolorowym, animowanym, zgrywalizowanym i zdobywającym nagrody branżowe cudem na miarę XXI wieku. I wszystko było by pięknię, gdyby nie fakt, że coś chyba nie wyszło...

    Jestem tak zwanym "early adopter", lubię nowości, nie ma problemu ze zmianą. Jednak bank to bank, a nie portal społecznościowy i od samego początku nie byłem przekonany do funkcjonalności nowego systemu transakcyjnego. Integracja z Facebook? Odznaki? Halo halo, to jest bank, poważna instytucja. Używam go z pewnych ściśle określonych powodów, a nie do zdobywania odznak. Rola early adopter jednak zobowiązuje i postanowiłem dać mu szansę. Przez 6 tygodni korzystałem wyłącznie z nowego serwisu, ucząc się miejsc w których projektanci schowali używane przeze mnie funkcje. W sobotę poddałem się z opinią: z nowego serwisu transakcyjnego nie da się korzystać.