• Dlaczego GTA V nie jest grą roku

    Co tu dużo pisać, GTA V to hit ostatniego miesiąca. A najprawdopodobniej i roku. O grze, rozmachu, fabule i Trevorze napisano już tyle, że nie sposób wszystkiego przeczytać. Prawie wszyscy są zachwyceni. Część hejtuje, głównie właśnie za postać Trevora. Bo Trevor psychopatą jest, momentami uroczym, momentami przebija się przez niego więcej humanizmu niż można by było oczekiwać. Ale tak czy siak, jest porąbanym psychopatą i kropka. Ten wpis nie będzie jednak o Trevorze, lecz o tym, dlaczego GTA V nie jest grą roku.

    Nie wychowałem się na GTA. Jestem na to trochę za stary. W "jedynkę" pogrywałem. Dwójka mnie omięła. Podobnie jak GTA III. GTA Vice Vity przeszedłem i byłem nią zachwycony. Później było GTA San Andreas i był to strzał w dziesiątkę. Tygodnie spędzone w fantastycznym sandboxie. I fabuła też przypadła mi do gustu. GTA IV mnie ominęła, nie miałem wtedy konsoli, a później moja uwaga była skierowana w inną stronę i nie miałem czasu na gry komputerowe. Minęło kilka lat i pojawia się GTA V. I co? I oczekiwałem czegoś innego.

    Pierwsze chwile zwiątpienia miałem już w momencie otwarcia pudełka i spojrzenia na mapę. Zaraz, zaraz... ja to chyba już gdzieś widziałem. Wyspa, miasto na dole, port, lotnisko, dzicz trochę wyżej, później znów jakaś "cywilizacja" i droga dookoła wyspy. Hmmmm... no jak nic San Andreas. Ziom o imieniu Franklin i kolejne skojarzenia z San Andresa. Michael wyglądający jakby prezyjechał z Vice City. Samochody, samoloty, helikoptery, pościgi, "nawałka" z policją... to wszystko już kiedyś było.

    I to jest właśnie powód, dla którego GTA V nie zasługuje na miano gry roku, czy czegoś w tym stylu. GTA V jest odgrzewanym kotletem. OK, bardzo smacznym, ładnie podanym, takim dla kórego warto pójść do kanjpy która go podaje, ale ciągle odgrzewanym kotletem. A świeża sałatka w formie łodzi podwodnej nie robi z niego nowego dania.

    Nie zmienia to faktu, że GTA V jest bardzo dobrą grą, super zabijaczem wolnego czasu i prawie że obowiązkową pozycją dla każdego gracza. Brakuje jest jednak tego czegoś. Czegoś, co odróżniało by ją od starego GTA San Andreas.

  • Restart akwarium

    Akwarium oficjalnie zrestartowane i przekazane córce. Dżungla kryptokoryn usunięta, podłoże wymienione, samotna razbora klinowa ma towarzystwo w postaci grupki gupików endlera.
    Tak to wyglądało w trakcie :

    image

    A tak po wszystkim :

    image

  • Akwariowe Die Hard

    image

    O akwarium, krewetki chyba,  roślinach i rybach nie było od bardzo dawna. Cóż...  Hobby raz się ma, a raz nie ma.
    Tak, czy inaczej, akwarium żyje. Rośliny tak się rozrosła, że jedna jedyna Razbora Klinowa prawie nie miała gdzie pływać. Dopiero dzisiejsze wyrywanie nadmiaru wprowadziło odrobinę światła. A przy okazji, zdecydowałem się na restart i oddanie zbiorniczka córce do pokoju. I tak ona karmi krewetki, więc będzie miała bliżej.

  • Czy to jest daleko do pracy?

    Tradycyjnie, jak co niedzielę wieczór, siedzę w pociągu relacji Szczecin Berlin i czekam na odjazd. I jak tak siedzę, naszła mnie myśl : czy 150km do pracy to daleko, czy blisko?
    150km, czyli prawie 2 godziny w pociągu, lub pełne 2 godziny busem. Razem 4 godziny w tygodniu, dodać godzinę na dojazd dom-dworzec i wychodzi 5 godzin tygodniowo. Niby sporo, ale pracując w Szczecinie codziennie na dojazdy traciłem 1h10m, co tygodniowo dawało prawie 6 godzin. OK,  muszę jeszcze dojść z wynajętego mieszkania do pracy, ale mam blisko, więc można pominąć.
    Czyli jak? 150km to daleko, czy blisko? Średnio, bo nawet nie pracując w innym kraju można tracić dużo więcej czasu na dojazdy niż ja.

  • Do historii i sąsiadów z trochę większym luzem 2

    Szczecin, Berlin, pomnik, polityka
  • Cool Bleiben

    image

    W Berlinie widać zbliżające się wybory już od dłuższego czasu. I coraz to nowe pomysły na przekonanie wyborców. Do tradycyjnych plakatów z twarzami kandydatów dołączają te mniej tradycyjne.
    Na przykład, co powiecie na takie nawiązanie do popularnego "Keep calm and carry on"? I jeszcze te złożone dłonie Kanclerz Merkel. Jak dla mnie genialne. Gdybym mógł zagłosować to bym zagłosował właśnie przez ten plakat. Za tą odrobinę dystansu o której polscy politycy zbyt często zapominają.

  • Do historii i sąsiadów z trochę większym luzem

    Tak mi się w życiu pozmieniało, że od miesiąca mieszkam i pracuję w Berlinie. Szczecin-Berlin to niby tylko 150km, ale zmiana ludzi do życia i siebie samych potężna. Pominę takie drobnostki jak kawiarnia, czy kanjpka na każdym rogu i skoncentruję się na czymś innym. Proszę, takie oto zdjęcie:

    Volkspark FriedrichshainW parku w centrum Berlina stoi sobie pomnik. A na pomniku nie dość, że napisy po polsku, to jeszcze Orzeł Biały. Co prawda bez korony, ale mówi się trudno. I co? I stoi. Orzeł nie oderwany, napisy nie pomazane. Całość sprawia zadbane wrażenie i chyba nikomu nie przeszkadza. A młodzież docenia równą powierzchnię i namiętnie jeździ na deskorolkach.

    Na czym polega różnica do Polski. Wyobraźcie sobie teraz, że w Waszym mieście stoi pomnik (pokaźny) z niemieckimi napisami i wielkim godłem. A jak nie niemiecki, to może rosyjski. Już? No to teraz widzicie różnicę. Stoi? To niech stoi, nikomu nie przeszkadza. Takich pomników jest więcej. Różnych. I po prostu stoją. W nas by zaraz "gwiazdy zdejmowali".

    Albo inna sprawa. Spotkałeś się drogi czytelniku kiedyś może z ulicą Berlińską w Polsce? Ja się nie spotkałem. A przynajmniej nie kojarzę. A w Berlinie? A jest Warszawska, jest Gdańska, jest Szczecińska. I inne też są. Jest nawet Karola Marksa. I nikomu to nie przeszkadza.

     

  • Ku przestrodze konsumentów

    Aż trudno w to uwierzyć, ale głośniki jak na zdjęciu poniżej absolutnie nie są warte swojej śmiesznie niskiej ceny, czyli 12,99zł. Takiego plastiku dawno nie widziałem, dotykałem i nie słuchałem. Nie jestem audiofilem, ale dźwięk wydobywający się z tego czegoś jest tak paskudny, że odechciewa się słuchać. Serio. Prawdziwa męczarnia. Zdecydowanie odradzam. Nawet wrogowi bym nie kupił.

    2013-08-25 17.36.04

  • Jezioro Szmaragowe

    2013-08-17 11.50.58Szczecin, sierpień 2013

     

  • Niszczenie gripa do Nikon D80

    Mój 6 letni grip do Nikon D80 został wczoraj zniszczony. Choć właściwym byłoby określenie, że on się zepsuł, a ja go zniszczyłem z premedytacją.
    Podczas zakładania zerwała się przekładnia na śrubie mocującej i zostałem z w połowie przykręconym, luźnym, gripem. Ani dokręcić, ani odkręcić. Super mądry zespół konstruktorów tak to wymyślił, że na założonym gripe nie ma dostępu do mechanizmu mocującego. Nie było wyboru, dremel poszedł w ruch i po kilku minutach z miałem już tylko kupkę nikomu do niczego nie potrzebnego plastiku i elektroniki.

    image

    image

    image

    image