Godzinę temu rozwiązałem umowę z Orange na świadczenie usług telekomunikacyjnych. W skrócie, rezygnuję z abonamentu, bo "ograniczenia i limity nie interesują mnie", a w mojej obecnej sytuacji taniej było kupić starter na nowy numer i nie używać starego przez pół roku płacąc jednocześnie abonament, niż rozwiązać umowę przed czasem lub korzystać ze starego numeru. Ot takie ukryte uroki abonamentów telefonicznych.

Dziś rozwiązałem umowę wraz z końcem "okresu promocyjnego" jak to ładnie zostało nazwana i jestem zdziwiony prostotą tego procesu. Naczytał się człowiek w internetach o zachowaniach telekomów w stylu "ty chciej rozwiązać umowę, a my ci kłody po nogi". A to co? A tu nic z tych rzeczy. W skrócie, wyglądało to tak:

- Dzień dobry, chciałbym rozwiązać umowę.
- Dzień dobry, poproszę dowód osobisty... Numer na firmę?
- Tak, na firmę. 
- To proszę jeszcze NIP
- Proszę bardzo.
- Dwie kopie dla Nas, proszę podpisać na odwrocie.
- Proszę. To wszystko?
- Wszystko. Do widzenia.
- Do widzenia.

Gdzie jest haczyk? Dowiem się pewnie za jakiś czas.