O najnowszej wersji Androida, czyli 4.4 KitKat mówi się dużo. Głównie w superlatywach. KitKat to, KitKat tamto, taki szybki, takie nowe featursy. Choć z drugiej strony, jakoś nie pamiętam zbyt dużej liczby wpisów typu "Właśnie dostałem KitKata i o niebo lepiej z JellyBean". No cóż, ja dostałem KitKata wczoraj. Na Nexus 7 3G. I wniosek jest taki: jeśli ma się dobrze pracujący smartfon/tablet z JellyBean, to nie ma co się napalać na KitKata.

Serio. Osobiście, jak na razie nie widzę żadnej różnicy pomiędzy 4.3 a 4.4. Jeśli nawet jest szybciej, to ja tego nie odczuwam. Nowe funkcje też jakoś tak trochę nie leżą w moim targecie. Za to, zmiany graficzne poszły w złym kierunku. Nowy kolor czcionki paska statusu jest tak nijaki. Mdły. Nie mogę się przyzwyczaić. Choć bardziej boli mnie brak ikon transferu (te małe trójkąty góra/dół) na wskaźniku siły sygnału GSM. Wygląd powiadomień Toast też jest taki nijaki. Szary i wyprany...

Szkoda. Nie powiem, że KitKat jest zły. Bo pewnie nie jest, pewnie jest dobry. Tylko liczba zalet w porównaniu z 4.3 jest zbyt mała aby można było mówić o rewolucji. Choć, jeśli zobaczę KitKata na stary smartfonie z 512MB RAM i jednym rdzeniem, a całość będzie chodziła płynnie z najnowszymi wersjami wszystkich aplikacji to zmienię zdanie.